Moje Podróże autorstwa Ploch Pridestride (Volume 21)
Lokalizacja: Port Hope
Ponieważ nie było rozsądnej możliwości dotarcia do tej struktury tym razem, albo nawet do wybrzeża, kontynuowaliśmy naszą wyprawę w nocy. Było koło północy, gdy jakiegoś rodzaju ryk zakłócił kakofonie dżungli, potem nastała cisza.
Falowanie morza i jego delikatne chlupotanie o nasze łodzie było jedynym dźwiękiem, który było słychać. Z tego, co mogę powiedzieć, przyczyną tego ryku musiało być coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Widzieliśmy i słyszeliśmy smoki, nawet dostojne dragon lordy, ale to musiało być coś, przy czym one byłyby tylko karłami. Nie jest mi wstyd przyznać, że moje ręce dygotały, gdy wziąłem moja lunetę przeszukując noc w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu stworzenia, które właśnie usłyszeliśmy.
Oczywiście tak naprawdę nie miałem nadziei na dostrzeżenie czegokolwiek w tej ciemności, tak, więc ponownie byłem więcej niż zaskoczony, gdy rzeczywiście wykryłem cień poruszający się przez dżunglę. Ciężko było to przegapić, ponieważ górowało nawet nad gigantycznymi drzewami w dżungli. Nie byłem w stanie dostrzec niczego więcej niż jego wyraźny kształt, ale na wszystko, co widziałem przysięgam na bogów, to był kształt jakiegoś zwierzęcego humanoida.
Nikt z nas nie czuł się na siłach, aby rozwiązywać tą tajemnicę tej nocy i gdy słońce wzeszło ponownie zostawiliśmy piaszczystą część wybrzeża za sobą i podążaliśmy wzdłuż szczerbatego pasma gór oddzielających Drefie od reszty kontynentu. Cel naszej wyprawy był blisko.